Rzeczy kilka wyjaśnić trzeba, tym
bardziej jeśli pragnę, a przecież w jakiś przedziwny sposób pragnę, kontynuować
historię niespotykanej miłości Marka i Witolda, Witolda i Marka. Miłości, która
po wydarzeniach różnych, raz niezwykłych, a raz zwykłych, koniec końców nie
przetrwała. Można się było tego spodziewać. Jeden temperamenty, drugi nad wyraz
spokojny, choć jak doskonale wszyscy wiedzą to właśnie było początkiem owej
miłości. Przy czym początek tenże był w innej konfiguracji poznany, plus bowiem
plusem nie był lecz minusem co jasne, zaś plus pierwotny stał się minusem
wskutek wydarzeń już wspominanych. I tak Witold od czasu jakiegoś prowadzący życie
aż za bardzo towarzyskie zostawiony został przez Marka, który raczył był
osiąść, zatrzymać się w poszukiwaniu stabilizacji.
Rozstanie owo, przy znajomości
ich obydwu przez grono szersze – tak zwane towarzystwo, branża, czy jak kto
woli, wywołało poruszenie niemałe. Kogo teraz lubić, z kim trzymać, czy stanąć
po jednej czy po drugiej stronie barykady?. Nie spodziewał się zaś nikt, że
tych dwóch dżentelmenów może zostać natomiast przyjaciółmi. No bo jak to? Przecież
nie ma przyjaźni po miłości – głosi teoria. Tymczasem tak jak ich miłość
odbiegała od reguł ustalonych przez – hm, no właśnie przez kogo?, tak i ich
rozstanie nie przebiegło po myśli społecznej. Ot się zaprzyjaźnili.
Owa przyjaźń dobrze, że się
pojawiła. Temat bowiem moich opowieści by się skończył, tymczasem zaś dalej
możliwość mam snucia kolejnych wątków tej historii o czym zapewne niebawem.
Komentarze
Prześlij komentarz