910 WiM odc. 10. Rozstania

Rzeczy kilka wyjaśnić trzeba, tym bardziej jeśli pragnę, a przecież w jakiś przedziwny sposób pragnę, kontynuować historię niespotykanej miłości Marka i Witolda, Witolda i Marka. Miłości, która po wydarzeniach różnych, raz niezwykłych, a raz zwykłych, koniec końców nie przetrwała. Można się było tego spodziewać. Jeden temperamenty, drugi nad wyraz spokojny, choć jak doskonale wszyscy wiedzą to właśnie było początkiem owej miłości. Przy czym początek tenże był w innej konfiguracji poznany, plus bowiem plusem nie był lecz minusem co jasne, zaś plus pierwotny stał się minusem wskutek wydarzeń już wspominanych. I tak Witold od czasu jakiegoś prowadzący życie aż za bardzo towarzyskie zostawiony został przez Marka, który raczył był osiąść, zatrzymać się w poszukiwaniu stabilizacji.
Rozstanie owo, przy znajomości ich obydwu przez grono szersze – tak zwane towarzystwo, branża, czy jak kto woli, wywołało poruszenie niemałe. Kogo teraz lubić, z kim trzymać, czy stanąć po jednej czy po drugiej stronie barykady?. Nie spodziewał się zaś nikt, że tych dwóch dżentelmenów może zostać natomiast przyjaciółmi. No bo jak to? Przecież nie ma przyjaźni po miłości – głosi teoria. Tymczasem tak jak ich miłość odbiegała od reguł ustalonych przez – hm, no właśnie przez kogo?, tak i ich rozstanie nie przebiegło po myśli społecznej. Ot się zaprzyjaźnili.

Owa przyjaźń dobrze, że się pojawiła. Temat bowiem moich opowieści by się skończył, tymczasem zaś dalej możliwość mam snucia kolejnych wątków tej historii o czym zapewne niebawem. 

Komentarze